Romeo Grzębowski: Gratuluję drugiego z rzędu tytułu Rajdowego Mistrza Europy! Jak się zostaje mistrzem w tym sporcie? Budżet? Dobry samochód? Utalentowany kierowca? Ciężka praca na treningach?
Kajetan Kajetanowicz: Prawda jest taka, że liczy się każdy element, bo każdy, nawet najmniejszy drobiazg może być decydujący. Rajdy to emocjonujący i fascynujący sport, ale jednocześnie bardzo złożony. Finalnie o sukcesie decyduje to, czy uda nam się zbudować przewagę nad konkurentami, a następnie ją utrzymać, lub najlepiej powiększyć. Trzeba wykonać zarówno jeden, jak i drugi krok. Jestem przekonany, że nie da się tego zrobić bez zespołu ludzi, którzy wierzą w nasz wspólny sukces. Ta wiara objawia się zaangażowaniem
w działanie i dbaniem o dobrą współpracę, nawet wtedy, gdy nie wszystko idzie gładko.
Waldemar Olbryk: No tak, w mediach zazwyczaj słyszymy o kierowcach, czasami o ich pilotach, a ile osób tak naprawdę zapracowało na sukces „Kajto”?
KK: Tak naprawdę tych osób są dziesiątki, a może i setki. Moja droga do tytułu Rajdowego Mistrza Europy nie rozpoczęła się z początkiem sezonu 2015, lecz wiele, wiele lat wcześniej. Sukcesywnie wspinałem się po szczeblach rajdowej kariery, a pomagało mi w tym dużo osób. Z wieloma z nich już dziś nie pracuję, nasz kontakt jest rzadszy, ale jedno je łączy – wszystkim jestem bardzo wdzięczny. Na rajdach nasza ekipa jest liczna, bo razem z mechanikami jest nas prawie 20 osób, ale w praktyce ciągle jesteśmy małym zespołem, którego trzon tworzą cztery osoby. Paweł jest naszym koordynatorem, który ogarnia taki ogrom tematów, że trudno byłoby je wszystkie wymienić. Od opon, przez catering, po loty i noclegi. Biurem, sprawami administracyjnymi i finansowymi niezawodnie zajmuje się Wojtek. Jest też Gabriel, który z zaangażowaniem wdraża się w funkcję rzecznika prasowego. Jestem też i ja, człowiek od kierowania, ale głównie samochodem. Oczywiście na rajdach jest także mój pilot Jarek, fotograf, operator, chłopaki od pogody, mechanicy, kucharz i co najlepsze… każdy ma co robić :-).
RG: Co dla Ciebie oznacza „dobry zespół”?
KK: Gdybym był nastawiony wyłącznie na wyniki, to odparłbym, że dobry zespół to taki, który odnosi sukcesy. Dla mnie jednak dobry zespół, to taki, który pozwala mi działać, skupić się na tym, by jak najszybciej i najskuteczniej jeździć. Do tego trzeba mieć wolną głowę i wiedzieć, że wszystkie sprawy będą dobrze wykonane. Między innymi na tym polega dla mnie dobry zespół, który bazuje na zaufaniu. Moja ekipa ciężko i naprawdę skutecznie pracuje na to, żeby stworzyć mi warunki do rozwoju. Ja w rewanżu staram się doceniać ich wysiłki i motywować ich do pracy. W ten sposób wzajemnie się nakręcamy, żeby działać jeszcze lepiej i skuteczniej. Ktoś kiedyś powiedział, że twoja firma jest tak dobra, jak dobrze może pracować bez Ciebie. Jestem dumny z tego, że mój zespół potrafi wziąć odpowiedzialność i działać także wtedy, gdy ja jestem bez reszty pochłonięty moimi zadaniami.
RG: Jak budujecie zaufanie w Waszej ekipie?
KK: Pierwszym krokiem do zbudowania zaufania jest zrozumienie jego istoty. Nie dla każdego bowiem to słowo oznacza to samo. Dla mnie zaufanie buduje się na bardzo wielu płaszczyznach. Nie chodzi tu wyłącznie o poufność, ale także skuteczność działań i odpowiedzialność. Wiem, że przy budowaniu zaufania ważne jest otwarte, konkretne podejście do ludzi. Wiesz, momentami bywam tak zabiegany, że nie odróżniam dni tygodnia. To sprawia, że muszę starannie decydować, na co przeznaczę mój czas, aby odpowiednio go wykorzystać i stać się jeszcze lepszym. Ufamy sobie w zespole na tyle, by czuć, że każdy z nas działa tylko i wyłącznie dla jego dobra. Takie podejście ułatwia zmaganie się z trudnymi tematami.
WO: A co przeszkadza w dobrej współpracy?
KK: Z pewnością brak wspomnianego zaufania. Wtedy trudno jest dążyć do celu i zbliżać się do ideału. Ważne jest, by każdy z członków zespołu widział wspólny cel. W jego zarys wpisuje się między innymi dążenie do kolejnych, coraz większych sukcesów. Czasami trzeba się temu podporządkować, aby wszystko mogło działać dobrze. Nie zawsze tak jest, gdy ekipa liczy 20 osób. Jakiś czas temu jeden z moich współpracowników powiedział, że wycieczka, w której są sami przewodnicy, nigdy, nigdzie nie dojdzie (śmiech). Dlatego cieszę się, że w naszym zespole wszyscy dążą do tego, aby wspólnie, z każdym rajdem, rozwijać swoje umiejętności.
RG: W profesjonalnym sporcie, powinno się stosować zaawansowane narzędzia na różnych płaszczyznach. Na „oprzyrządowaniu” samochodu raczej się nie oszczędza. Zastosowałeś ostatnio specjalne narzędzia diagnostyczne do doskonalenia komunikacji i współpracy w zespole, jak oceniasz przydatność tego typu rozwiązań do Twojej sytuacji?
KK: Tak, zrobiliśmy takie warsztaty dla całego zespołu oparte o Analizy Extended DISC. Przed spotkaniem każdy z nas wypełnił kwestionariusz online, a już na spotkaniu dostaliśmy indywidualne raporty, opisujące, jakie mamy predyspozycje, w czym czujemy się dobrze, a w czym nie. Analizowaliśmy też to, jak się komunikujemy, na co zwracamy uwagę w rozmowie z innymi, jak podejmujemy decyzje, jak reagujemy na stres. Szczególnie te reakcje na stres są dla nas bardzo ważne, bo podczas rajdu presja bywa ogromna i łatwo wtedy o konflikty, które nigdy nie są potrzebne. Co ciekawe, wiele wyników było dla nas zaskakujących, a w czasie warsztatów widziałem po sobie i po twarzach innych, że cały proces wywołał wiele emocji. To wynika z tego, że wszyscy podeszli do tematu bardzo poważnie. Na koniec porozmawialiśmy razem o tych wynikach i dostaliśmy też „psychologiczną mapę naszego teamu”. Dzięki temu lepiej rozumiemy swoje reakcje, wiemy, co jest ważne dla każdego z nas, a czego unikać w relacji z daną osobą. Myślę, że w każdym zespole raz na jakiś czas przydaje się takie „smarowanie trybików”. W tym sporcie zdarzają się momenty ogromnego stresu. To, czego się nauczyliśmy, ma nam pomóc jeszcze lepiej skupiać się na celu, jakim jest wygrywanie rajdów.
WO: Czy jesteś kiedykolwiek do końca zadowolony z wyniku. Np. po zdobyciu mistrzostwa czy innego tytułu mówisz sobie, zrobiliśmy wszystko najlepiej?
KK: Satysfakcja nie jest u mnie jednoznaczna z wynikiem, choć może komuś trudno w to uwierzyć. Czasem jestem zadowolony z rajdu, którego nie wygrałem. Z drugiej strony jestem bardzo wymagający. W pierwszej kolejności wymagam od siebie. Zdarza się wrócić z zawodów, w których zajęliśmy pierwsze miejsce, a w mojej głowie jest pełno myśli o tym, ile rzeczy jeszcze mogliśmy poprawić. Są też rajdy, w których nie triumfowałem, ale wiem, że daliśmy z siebie wszystko, by zwyciężyć, a tego dnia trudno było nam zrobić jeszcze więcej. Jeśli natomiast możemy pofilozofować, to powiem, że w życiu warto być w zgodzie z samym sobą. Robić to, w co się wierzy, w sposób, jakiego od siebie oczekujemy.
WO: Jak działają na Ciebie zwycięstwa i czy i jak znajdujesz w sobie miejsce na nowe wyzwania?
KK: Każde zwycięstwo działa na mnie bardzo motywująco. Zawsze zastanawiam się wtedy, co można byłoby jeszcze poprawić, w którym aspekcie mógłbym dać z siebie więcej. Tak jak przed tegorocznym Rajdem Barbórka, gdy zastanawiałem się, czy da się wykonać jeszcze lepszy występ. Do tej pory wygrywałem tu już trzy razy, cztery razy zwyciężałem na podstępnej i nieprzewidywalnej Karowej. Jak widać po wynikach, można było zrobić coś więcej. Wygraliśmy wszystkie odcinki specjalne, uzyskując największą w ostatnich kilkunastu latach przewagę. Zawsze szukam wyzwań, które są jeszcze bardziej wymagające i stanowią kolejny poziom do osiągnięcia.
WO: Jak reagujesz na porażki, te wielkie i te mniejsze? Jak to jest z Twoimi własnymi i jak z tymi, które są spowodowane działaniem lub właśnie brakiem działania innych członków zespołu?
KK: Moje własne porażki mnie wkurzają, a błędy czy drobne zaniedbania innych ludzi po prostu mnie smucą. Dużo zależy też od tego, jak ktoś podchodzi do swojego błędu czy pomyłki. Rajdy nauczyły mnie pokory, która zarówno w życiu, jak i w sporcie jest bardzo ważna. Staram się przekazać to doświadczenie moim kolegom z zespołu, jednocześnie wiem również, że od nich także wiele mogę się nauczyć. Gdy sam popełniam błąd, staję się trochę nieznośny, bo za wszelką cenę chcę znaleźć przyczynę, by dokładnie zrozumieć, co się stało. W przypadku porażek innych staram się pomóc, bo to nasz wspólny interes, by zespół działał co najmniej poprawnie. 🙂
RG: Po zwycięstwie w tegorocznej Barbórce i Kryterium Asów na słynnej Karowej zacząłeś wywiad z dziennikarzem od podziękowań dla zespołu, nie jest to typowe wśród kierowców rajdowych…
KK: Zacząłem tak, bo wiem, jak ciężko oni pracują. W wielu sportach jest tak, że na świeczniku jest zawodnik, więc mało kto zdaje sobie sprawę z tego, ile osób pracuje na jego wyniki. U nas jest to nie tylko zespół, ale także sponsorzy. Chcę im podziękować wynikiem, ale także tym, że zawsze pamiętam o tym, ile im zawdzięczam.
Dziękujemy za rozmowę.
Z Kajetanem rozmawiali:
Wszelkie prawa zastrzeżone - Extended Tools Polska